• RECENZJE/REVIEWS

  • WYWIADY/INTERVIEWS

Życie podzielone na wiele małych kawałków – wywiad z projektantem Marcinem Krupińskim

Avatar

Jak dostać pracę dzięki grze planszowej, po co projektantowi kredki i co wspólnego popularny yosz ma z Tomem Vaselem? – po odpowiedź zapraszamy do wywiadu z Marcinem Krupińskim.

PrzystanekLegnica: Jak zaczęła się Twoja przygoda z grami planszowymi?

Marcin Krupiński: To jeszcze ktoś tego nie wie, bo zazwyczaj wszystkich zanudzam tą opowieścią? (śmiech). Zaczęło się na studiach od Go. Gra zawładnęła mną na bardzo długo – turnieje, nauka, rozwiązywanie problemów itp. Na jednym z wyjazdów poznałem Osadników z Catanu, których nawet potem sobie kupiłem – ale to był dopiero początek. Zaczęło się tak naprawdę od… ślubu i jednego z prezentów – czyli kilku gier planszowych. Grywaliśmy z moją żoną Agnieszką wieczorami, a „punkt wrzenia” osiągnęliśmy, gdy wybraliśmy się na kolację. Na miejscu okazało się, że restaurację zamknięto, ale zaraz obok otworzył się sklep z planszówkami. Weszliśmy na chwilę, gdzie Robert (Draco) jak handlowiec z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem zaczął z nami rozmawiać, opisywać gry, itd. Ze sklepu wyszliśmy z pustymi rękoma… aby po 10 minutach wrócić i kupić Thurn und Taxis. Do sklepu wielokrotnie wracaliśmy w kolejnych tygodniach, a kolekcja gier rozrosła się baaardzo szybko. Reszta, jak to się mówi, „to już historia”.

P.: Proszę opowiedzieć naszym czytelnikom o tajnikach pracy projektanta gier planszowych.

M.K.: Osobiście dla mnie najcięższy krok to ten pierwszy, czyli stworzenie pierwszego prototypu i ustalenie pierwszych konkretów. Potem gra przechodzi cykl: testy – psucie – naprawa – kolejny prototyp. Najważniejsze to przy pierwszych wersjach nie próbować ustalić wszystkich najdrobniejszych szczegółów, do piątego tiebreakera włącznie. Trzeba ustalić coś, co według naszej intuicji będzie działać, zrobić prototyp, przetestować i sprawdzić co należy poprawić, a co nie. W Warszawie podczas testowania nieodzowni w psuciu gier są członkowie Grupy Monsoon – mają w tym już naprawdę spore doświadczenie. Ostatnia rada jaką mam – pierwsze prototypy nie powinny być ładne. Oczywiście wszystko powinno być przejrzyste i jasne, ale do tego celu wystarczy zwykła kartka papieru i trochę kredek/flamastrów itp. Jeżeli nie zainwestujecie 2 miesięcy w tworzenie oprawy graficznej, łatwiej będzie taki prototyp wyrzucić do kosza, lub zmienić jakąś jego dużą część. W miarę postępu prac, graficzną reprezentację można doszlifowywać i poprawiać.

P.: Jak otoczenie zareagowało na Twoje nietypowe hobby?

M.K: Jeżeli chodzi o rodzinę to są przyzwyczajeni do moich różnych hobby (zarówno do tych bardziej typowych jak i tych mniej). Moje zanurzenie w świat gier planszowych było powiązane również ze zmianą miejsca zamieszkania, więc można powiedzieć, że „kompletowałem” swoje otoczenie od podstaw. Planszomaniacy dość naturalnie stali się jego częścią, a Ci, co planszówek nie znali, bardzo szybko się do nich przekonali (połowę współpracowników mojej żony zamieniliśmy w planszówkowców i gramy razem po dziś dzień).

A Tak Wygląda Wieczór Z Lego

A Tak Wygląda Wieczór Z Lego

P.L.: Proszę opowiedzieć o sobie.

M.K.: 32 lata, żona, dwójka dzieci. Mam to ogromne szczęście, że Aga też bardzo lubi gry planszowe i głównie grywamy razem (jej ulubionym tytułem jest Cywilizacja: Poprzez wieki). Córka (4 lata) też ma już swoją niemałą kolekcję gier planszowych i w każdy piątek, gdy siadamy do stołu, żeby w coś pograć, ona siada obok i nas obserwuje. Syn jest jeszcze za mały (8 miesięcy) ale i na niego przyjdzie kolej. Zawodowo jestem programistą i jak to często w zawodzie informatyka bywa, jest to też moje hobby. Swoich sił próbowałem nawet przy konwersji prostej planszówki Toma Vasela Vicious Fishes na telefony komórkowe. W każdym hobby którego próbuję, staram się dać też innym coś od siebie – stąd moja współpraca z portalem Games Fanatic i nie tak dawno założona razem z Mirkiem „Tycjanem” Gucwą platforma blogowa ZnadPlanszy.pl . No i „last but not least” – jestem AFOLem (Adult Fan of Lego) i ostatnio próbuję swoich sił w programowaniu Lego Mindstorm. Problem mam tylko taki, że tę niewielką ilość wolnego czasu muszę dzielić na dużo małych kawałków i wybierać na co go poświęcić: ZnadPlanszy, budowanie, programowanie, grupę Monsoon czy na dodatkowy czas dla mojej rodziny.

P.L.: Jaki jest Twój dotychczasowy dorobek twórczy?

M.K.: Skromniejszy niż bym chciał. Na tę chwilę są wydane dwie moje gry: Magnum Sal i Łazienki Królewskie oraz jeden dodatek Magnum Sal: Muria. Wszystkie te tytuły powstały w dużej mierze dzięki mojemu przyjacielowi i współautorowi: Filipowi Miłuńskiemu (jego dorobek jest znacznie większy (śmiech)). Bardzo dobrze nam się współpracuje i wydaje mi się, że bardzo dobrze się uzupełniamy.

P.: Dlaczego miłośnicy planszówek powinni zagrać w Twoją najnowszą grę?

Zacznę może trochę przewrotnie – jeżeli miłośnicy planszówek, chcą zagrać w Łazienki Królewskie spodziewając się gry ekonomicznej na miarę Magnum Sal, to może nie powinni grać (śmiech). „Łazienki” są grą zdecydowanie prostszą i skierowaną głównie do rodzin. Natomiast udało nam się chyba stworzyć prosty, ale dający sporo możliwości kombinowania mechanizm poruszania się po planszy za pomocą kart. Osoby zaczynające swoją przygodę z planszówkami prawdopodobnie będą grały bardzo prosto w stylu „dobieram kartę – zagrywam kartę – koniec”, ale osoby trochę bardziej zaawansowane powinny dostrzec tutaj możliwości tworzenia „kombosów”, które mam nadzieję dadzą poczucie satysfakcji nawet planszomaniakom.

Monsoon Group

Monsoon Group

P.: Czy pamiętasz jakąś anegdotę, która dotyczyła Ciebie i gier planszowych?

W tej chwili przychodzi mi do głowy tylko rozmowa rekrutacyjna mojej żony. Gdy rozmowa zeszła na temat hobby, Agnieszka wspomniała że lubi grać w gry planszowe. Dyrektor firmy odpowiedział, że również lubi grać i nawet ostatnio kupił bardzo ciekawy tytuł: Magnum Sal. Jak się potoczyła dalsza część tej rozmowy można sobie łatwo wyobrazić (śmiech). Najważniejsze że Aga pracę dostała.

P.: Jakie są Twoje plany na przyszłość?

M.K.: Tak jak wspomniałem wcześniej, swój wolny czas muszę dzielić na dużo małych kawałków m.in. na szybko rozwijający się serwis ZnadPlanszy.pl (jest tu więcej roboty niż sobie początkowo zakładaliśmy (śmiech)). Niestety cierpi na tym mój „wewnętrzny designer”. Na tę chwilę na papierze mam tylko jedną grę – karcianą siatkówkę, ale szczerze powiedziawszy mam ją „na papierze” już bardzo długo i nie wiem czy z tego etapu kiedykolwiek wyjdzie. Chyba będę musiał poprosić Filipa o rozpoczęcie razem jakiegoś nowego projektu. Współtworzenie czegoś jest dla mnie doskonałym motywatorem do pracy.

Dodaj komentarz