Pierwszy polski deweloper gier planszowych tylko nam w szczerym wywiadzie opowiada o rzeczach poważnych, ale i zabawnych. Rozmawiamy o rezygnacji z pracy prawnika na rzecz gier planszowych, o smakowaniu życia i o walce z przemocą w rodzinie. Mówimy również o starych i nowych projektach, milczeniu podczas partii Gry o Tron i zdradach w… Opolu.
Zapraszamy do lektury i komentowania wywiadu!
Jak zaczęła się Pańska przygoda z grami planszowymi?
No to może przejdźmy na „Ty”, bo jedną z największych zalet naszego hobby jest właśnie otwartość ludzi, których spotykasz nad planszą. Grać zacząłem w wieku 10 lat, moją pierwszą planszówką był Grunwald 1410 wydawnictwa Dragon, który rozgrywałem z Ojcem na nieco uproszczonych przez niego zasadach. Eurobiznesu i innych tego typu zabawek oczywiście nie liczę, bo to właśnie zabawki, a nie gry były.
Potem ogrywałem kolejne „Dragony”, a z czasem, z braku przeciwników, wsiąknąłem w RPG, bo do tego chętnych nigdy nie brakowało. Lubię prowadzić, a mistrzowie gry zawsze są w cenie. Do planszówek wróciłem dzięki polskiej edycji Squad Leadera i Ścieżek Chwały. Potem poszło już gładko.
Proszę opowiedzieć naszym czytelnikom o tajnikach pracy projektanta gier planszowych.
Ja jestem bardziej wydawcą, niż projektantem. Mam „na sumieniu” tylko dwa tytuły. Pierwszy to dodatek do doskonałej serii gier wojennych Conflict of Heroes – Price of Honour – przenoszący graczy na pola bitew Kampanii Wrześniowej 1939 r. Drugi to Czas Honoru: Operacja Most III, czyli lekka, taktyczna gra wojenna – coś dla ojca, który chce pokazać synowi wojenną stronę planszówek i przy okazji opowiedzieć mu fascynującą historię dokonań polskiego ruchu oporu w czasie II Wojny Światowej. Wiem, jakoś tak monotematyczny jestem, ale wybrane tematy są dla mnie moim skromnym „Dziękuję bardzo!” dla tych ludzi, co o nas wtedy tak dzielnie walczyli.
W projekcie najważniejszy jest pomysł. Gdy wypełni cię dobra idea, to pcha cię ona do przodu i prowadzi przez trudy realizacji całego projektu. A nie jest łatwo. Każda z powyższych gier powstawała dłużej niż dwa lata. Mogłem w tym czasie obejrzeć dużo filmów, seriali, pograć w wiele świetnych gier albo spotkać dziesiątki przyjaciół. Z drugiej strony chęć tworzenia i zostawienia po sobie jakiegoś materialnego śladu jest we mnie mocna. Może dlatego pracuję od niedawna jako wydawca gier planszowych, choć z zawodu jestem prawnikiem.
Zajmowanie się projektowaniem gier to zwyczajny życiowy wybór. Nie lepszy i nie gorszy niż pisanie wierszy czy uprawianie ogródka. I tak jak z ogródkiem, trzeba mieć wiedzę, pomysł, cierpliwość i ochotę do ciężkiej pracy. Tego pierwszego można się nauczyć, cała reszta jest w nas albo jej nie ma. Dlatego nie wszyscy mają ogródek.
Jak otoczenie zareagowało na pańskie nietypowe hobby (gry planszowe)?
Zawsze dobrze, zarówno w młodości, jak i obecnie. Moja rodzina i znajomi z zainteresowaniem odnosili się do mojego hobby. Teraz z hobby uczyniłem pracę, co jest ryzykowne, ale daje dużo satysfakcji. I dalej otrzymuję od najbliższych ogrom wsparcia.
Większość moich przyjaciół gra w planszówki, a najwierniejszym partnerem w rozgrywkach jest moja Żona. Ona dosłownie „katuje” gry, które przynoszę, dopóki nie ogra ich perfekcyjnie. Taki ma charakter, jest zatem świetnym testerem.
Proszę opowiedzieć o sobie (pracy zawodowej, hobby, rodzinie itd.)
Hobby już znasz. Ale to nie jedyne – bo poza planszówkami fascynuje mnie jeszcze RPG, historia wojskowości, geopolityka, jazda na nartach, rower, Kendo, airsoft… za wiele tego na jedno życie, z większości musiałem już zrezygnować. Niestety. Jesteśmy tu za krótko i każdą chwilę trzeba smakować, bo jest ich za mało.
Obecnie jestem „na całego” wydawcą gier planszowych, ale do niedawna zawodowo zajmowałem się jeszcze działaniami na rzecz przeciwdziałania przemocy w rodzinie. Możliwe, że jeszcze do tego tematu wrócę. Przemoc w rodzinie to przerażające zjawisko, z którym trzeba walczyć wszelkimi sposobami. Niestety nie mogę się rozdwoić, bo gdybym mógł, to robiłbym i jedno i drugie. „Jeśli chcesz coś uzyskać, to musisz oddać coś o tej samej wartości.” – to taki bardzo mądry cytat z bardzo mądrego anime, który towarzyszy mi przez całe życie, nawet zanim go poznałem. 😉
Dlaczego miłośnicy planszówek powinni zagrać w najnowszą grę Twojego wydawnictwa?
Tak, powinni. Wyścig do Renu to pierwsza nasza (tzn. moja, Waldka i Jaro) duża gra planszowa – chłopaki są jej autorami, a ja głównym developerem (brakuje dobrego polskiego określenia na to angielskie słowo, to jednak nie do końca „producent”). I jest świetna, co potwierdzają nie tylko testerzy, ale i ludzie pokroju Uwego Eickerta. 17 maja będzie miała miejsce premiera gry (na Nocnym Festiwalu Gier Historycznych w Warszawie). Zapraszam wszystkich do wspólnego ogrania tego tytułu!
Dlaczego warto w nią zagrać? Bo nie graliście jeszcze w nic podobnego! Moim zdaniem jest to całkiem nowe spojrzenie na grę logistyczną i grę wojenną. Fascynujący mix dający wiele do myślenia i jeszcze więcej emocji. Wielce satysfakcjonujące danie zarówno dla euro gracza, jak i miłośnika gier wojennych.
Aktualnie czekam na odbiór pierwszych pudełek z drukarni – emocje są, że hej!
Czy pamięta Pan jakąś anegdotę, która dotyczyła Pana i gier planszowych?
Tak. Zważywszy na wyniki dotychczasowych rozgrywek, od jakiegoś czasu nikt w Opolu nie chce ze mną rozmawiać podczas partii w Grę o Tron. Zdarzało im się to nawet pisać na tablicy przed partią. A i tak, jak przychodzi co do czego, to gadają…
Ale najlepsze anegdoty powstają podczas rozgrywek w Battlestar Galactica. „Są wśród nas rachunki krzywd…” eh! Ta gra, w dobrym gronie, to poezja. Świetne połączenie planszówki z RPG, bo swoją rolę trzeba grać wiarygodnie, by wygrać. A u nas w Opolu są tacy, co to potrafią. Jak bardzo boli wtedy zdrada i jak długo się ja pamięta!
Jakie są Twoje plany na przyszłość?
Najważniejszy plan jest w trakcie realizacji. To akcja finansowania społecznościowego wydania gry Boże Igrzysko: MAGNACI, która toczy się właśnie na portalu wspieram.to, pod adresem www.wspieram.to/magnaci (albo po prostu www.bozeigrzysko.pl). Ponownie – Jaro i Waldek stworzyli wspólnie naprawdę świetną grę, która jak ulał pasuje do magnackich walk o władzę na arenie Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Akcja wystartowała 3 maja i teraz wszelkie wolne chwile poświęcam właśnie jej. Poza całym tym czasem, który poświęcam jej, gdy pracuję.
To nasz największy i najważniejszy projekt w tym roku. MAGNACI to wybuchowy koktajl interakcji – mój ulubiony typ gry – ale ubrany w bardzo szybką i sprawną mechanikę. Mamy tu politykę, wojny, zajazdy, rozwój potęgi rodu, spiski, umowy i zdrady – „wszystko co tygrysy lubią najbardziej”! Gra jest rewelacyjna i zbiera świetne recenzje. Od 17 maja rozpoczniemy jej intensywną promocję na imprezach poświęconych planszówkom, a w międzyczasie zapraszam na stronę akcji, która prezentuje cały projekt w największym możliwym detalu. Bardzo proszę o Wasze wsparcie, ta gra jest tego warta.
Filed under: Wywiady/Interviews | Tagged: 1944 Wyścig do Renu, Boże Igrzysko: MAGNACI, Conflict of Heroes: Price of Honour – Poland 1939, Magnaci, Michał Ozon, ozy, Phalanx, Phalanx Games Polska |
Napis na tablicy o nie gadaniu z Ozym w trakcie GoT-a był dla nowych graczy. Starzy wyjadacze już wiedzą, że to wyjątkowo zdradliwa i przebiegła bestia. 🙂